Zapatrzony w katolicką naukę społeczną rozwodnik i ponownie ożeniony – a więc zgodnie z tą samą nauką, żyjący w trwałym grzechu cudzołożnik – prezes PSL Kosiniak-Kamysz wypaplał dzisiaj, że dręczenie kobiet w niechcianej ciąży, jak i krzywdzenie osób LGBT kompleksową dyskryminacją ich rodzin i związków, jest dla niego absolutnym priorytetem i on nie wyraża zgody na wpisanie rezygnacji z tego sadyzmu do umowy koalicyjnej:
Żadne sprawy światopoglądowe nigdy nie mogą być przedmiotem umowy koalicyjnej. [..] Na jakiekolwiek wpisywanie w umowy koalicyjne spraw światopoglądowych się nie zgodzę.
Widziałem dzisiaj na X (dawniej, przed przejęciem przez Muska, Twitter) dużo dyskusji, z których wiele sugerowało, że Lewica musi ustąpić.
Z jakiej kurwa racji?
Program Lewicy to program minimalizacji ludzkiego cierpienia: czy chodzi o lewicowe stanowisko w sprawie aborcji, czy stanowisko w sprawie prawnego statusu związków jednopłciowych, czy ich postulaty ekonomiczne. Z kolei celowy sadyzm, maksymalizacja cierpienia kobiet w niechcianej ciąży, oraz wzbudzanie maksymalnej nienawiści do osób LGBT był programem pisowskich rządów. Teraz hipokryta i kołtun Kosiniak-Kamysz, sam ostentacyjnie łamiący katolickie i konserwatywne nauki moralne swoim życiem rodzinnym, będzie bredził, że on się nie godzi na sprawy światopoglądowe, w praktyce domagając się kontynuacji pisowskiego sadyzmu?
Oto jak wyglądają fakty: Kosiniak-Kamysz nie musi robić sobie aborcji ani nie musi brać ślubu z innym panem (a więc dręczyć swego katolickiego sumienia kolejnym rozwodem). Absolutnie nic go nie kosztuje wyrażenie zgody na dostęp do aborcji czy ślubów jednopłciowych. Natomiast dla kobiety w niechcianej ciąży aborcja bywa sprawą życia i śmierci. Dla osób LGBT możliwość legalizacji związków bywa sprawą życia i śmierci. Postulaty Lewicy to postulaty zaspokojenia oczekiwań, które dla wielu ludzi są sprawą życia i śmierci.
Postulat Kosiniaka-Kamysza to jedynie postulat jakiegoś kołtuna, który być może czerpie przyjemność z cudzego cierpienia, ale którego w ogóle nie dotknie rezygnacja z własnych, nader wybiórczych, wartości.
Dlatego Lewicy nie wolno ustępować, mamy tu bowiem do czynienia z podręcznikowym przykładem konserwatywnej manipulacji. Z jednej strony dezawuują pewne tematy jako światopogląd, którym nie warto się zajmować. Z drugiej strony, gdy przychodzi co do czego, są gotowi na szantaż, że albo ich światopogląd wygra, albo oni zabierają swoje zabawki, nawet jeśli ich światopogląd to program zadawania bólu niewinnym ludziom.
I wydaje się, że normą jest w takich sytuacjach ustępować konserwatystom. Zawsze kończy się tym, że centrum ustępuje konserwatystom, no bo jak to tak łamać sumienia. Dlatego mamy prawo i rządy, które są daleko bardziej konserwatywne niż ogół społeczeństwa.
Ten obłąkany cykl trzeba kiedyś przerwać. Teraz, gdy właśnie prawie odsunięto od władzy wyjątkowo patologicznych konserwatystów, jest na to doskonała okazja, bo walka z hegemonią patokonserwatyzmu jest zarazem walką z patologią PIS-owską.
Nie ma tu miejsca na szantaże Kosiniaków-Kamyszy. Jego sumienie naprawdę mniej ucierpi od cudzego ślubu, niż cierpi osoba, której tego ślubu się zabrania w imię światopoglądu Kosiniaka-Kamysza czy Kaczyńskiego. Skoro katolickie sumienie Kosiniaka-Kamysza zniosło jego własny rozwód, zapewne zniesie też ślub jakichś gejów.
Najwyższy czas, by to konserwatyści-rozwodnicy raz poświęcili swoje tak zwane sumienia, swój światopogląd, na ołtarzu większej sprawy. Naprawa Polski jest ważniejsza od chętki prezesa PSL by podręczyć lesbijki czy przymusić do rodzenia jakąś kobietę w dramatycznej sytuacji. Nie ma powodu by koszty tej naprawy ponosili niewinni, których Kosiniak-Kamysz chce dręczyć swoim światopoglądem.